środa, 31 maja 2023

Nosowska - Degrengolada (2023)

 

Nie było mowy, aby dorastając na przełomie 80/90 i już na całego wchodząc w dorosłość w połowie tych drugich, a tym bardziej będąc wrażliwy na dźwięki gitarowe, nie zostać fanem Hey i ja nim naturalnie byłem, trwając z zespołem gdzieś do wysokości albumu [sic!] z roku 2001. To był czas totalnego i z czasem, kiedy też muzyka Szczecinian się zmieniała coraz słabszego zainteresowania, lecz nawet jeśli nie w stu procentach dźwiękami do mnie trafiali, to raz szacunek dla otwartości na ewolucje zawsze mój mieli i po drugie teksty Kaśki, to było to coś, co zasługiwało na permanentną uwagę, refleksję nad nimi i nadawało się do silnego z nimi utożsamiania. Nie jest to jednak analiza żadnego z krążków Hey, a na to mam nadzieję znajdę kiedyś czas i swoją kolej na dłuuugiej liście do zarchiwizowania albumy ekipy Piotra Banacha znajdą. Teraz jest moment, by po raz pierwszy pochylić się nad solowym materiałem Nosowskiej, mimo że przecież każdy jej fan wie, iż Degrengolada żadnym solowym jej debiutem nie jest, a ja podkreślając, iż to wszystko wcześniejsze znam wyłącznie pobieżnie, w tym miejscu dam do zrozumienia, że najnowszy krążek Kaśki znam już nieomal perfekcyjnie i jak nigdy dotąd, tak w tym wypadku od początku towarzyszyłem pojawianiu się kolejnych promocyjnych singli, bo jego znaczenie na polskim  rynku muzycznym jest obecnie duuużo większe niż każdego innego do tej pory. Jest bowiem oczywiste o czym Degrengolada (tytuł mówi wszystko) na poziomie lirycznym traktuje i każda jej recenzja będzie podkreślała, że to tak Kaśki intymne wyznanie, jak i Kaśki spojrzenie na straszliwie ch****ą polską rzeczywistość fundowaną od kilku lat konsekwentnie przez przeChNajŚwiętszą władzę i jej zwolenników. Nie przeczytałem dotąd żadnej z reck Degrengolady, lecz przestudiowałem dokładnie każde słowo z płyty oraz uzbroiłem się w wiedzę pochodzącą z wypowiedzi autorki i nawet jeśli sama ona je ogólnymi hasłami interpretuje, pozostawia jednak margines indywidualnej dowolności jej rozumienia bystrym słuchaczom, dając niemniej jednak nie tylko między wierszami do zrozumienia ile ją kosztuje psychicznie życie i funkcjonowanie publiczne w ojczyźnie, która dzięki najgorszego sortu pogardliwym ludzkim instynktom zmienia się w ściek i jak trzeba być silnym i odpornym na paskudztwo hejtu, by trwać, być i pozostać sobą - najlepszą, po prostu wciąż wrażliwą wersją siebie. Jednak bieżący komentarz quasi polityczny wprost odnoszący się do stosunków międzyludzkich, to nie wszystko, bo Nosowska jest tu też między innymi nostalgiczna i tak samo jak kąśliwie krytykuje szambo w którym się urządzamy, tak spogląda na siebie i nas (jej bliższych lub nieco dalszych rówieśników) z perspektywy młodej mentalności, jaka nie wiadomo kiedy stała się mentalnością starą i zrezygnowaną. Skupiłem się dotychczas na tekstach, bo one rzecz jasna najmocniej wchodzą człowiekowi w łeb, gdy myśli po Polsku, natomiast Degrengolada to oprócz dojrzałych obserwacji ubranych w porażająco smutne, jak i błyskotliwie satyryczne, bądź też czasem uzasadnione pojawiającym się pojedynczym wulgaryzmem wersy, to też warstwa muzyczna i ja się przyznaję, że nie trzymając nadzwyczaj uważnie ręki na pulsie rodzimej względnie mainstreamowej popowej branży muzycznej uważam, iż tak dobrze skomponowanego "naszego" elektronicznego popu ogólnie, to tylko dzięki Nosowskiej i Brodce mogę słuchać bez skwaśniałej miny. Obie Panie osiągają poziom światowy i nie mają się czego wstydzić w konfrontacji z największymi, a że wiadomo, iż nuta z naszego grajdołka jaka się przebiła na rynki zachodnie, to tylko rzeczy mocno gatunkowo niszowe lub paradoksalnie niekoniecznie mega u nas popularne nazwy, albo fakt może też i popularne, lecz w środowiskach dość zamkniętych przez swój specyficzny charakter (Behemoth, Riverside, przychodzi mi do głowy), to tym bardziej RESPECT olbrzymi, że dorównują, ale jednak nie aspirują, trzymając się własnej miedzy. Nosowska zaprosiła też gości i Ci goście idealnie wypełnili przestrzeń jaką w nie tylko duecie śpiewanych numerach im zaproponowała, dodając coś od siebie swojego immanentnego, jak i z szacunkiem wplatając siebie do autorskiego stylu gospodyni, a ja korzystając z okazji, że zamykająca płytę kompozycja pochodzi z filmu Rój i jest po prostu bardzo przepięknie nastrojowo chwytająca za gardło, polecam gorąco sam film, będący kilka, może już kilkanaście dni temu na stronach Kos poddany refleksji. Brawo Kaśka, jestem z Tobą - trzymaj się dziewczyno! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj