Co za koszmar! Nie wierzę że do końca całkiem fajnego filmu dobrnąłem, przez ten kompletnie położony dubbing, w którym dykcja może nie najgorsza ale obróbka speca od udźwiękowienia wołająca o pomstę do nieba czy czegoś. Bądź odwrotnie, tudzież może winni wszyscy oni i aktorsko to podkładanie głosu spieprzone jak i jego techniczne ogarniecie leży? Raz że z założenia dubbing to jakaś kompletna porażka, bo synchro wiadomo, jedno widzisz drugie słyszysz, lecz jeśli dodatkowo nic jeszcze nie rozumiesz, to powinieneś odpuścić i w ustawieniach pozmieniać, albo mieć pretensje do siebie że na lekcjach właściwego języka obcego przysypiałeś i w oryginale nawijki nie ogarniasz. Tak więc jeśli dysponujesz źródłem bez możliwości zapodania polskich napisów, to cierp z własnej winy i wystarczy już tego biadolenia ośle! Do rzeczy! Gretę i Noah parą filmowców na schwał określę i wiem to już od Frances Ha w sumie, choć Gretę bardziej w zawodowym wydaniu lubię jako aktorkę niż reżyserkę, co nie sugeruje że jako twórczyni ponad byciem poniekąd tworzywem jej nie cenię, ale wolę na ekranie niż za kamerą i przed seansem Barbie miałem takie zdanie. Wiele się po seansie nie zmieniło, lecz za Barbie ma u mnie plusa. Poklepanie po ramieniu jej i koledze się należy za cały ten koncept i za te dialogi z których co nieco jednak zrozumiałem. Chociaż feministyczny manifest jakim ikonę Barbie wraz z Noahem nie tak wprost ale jednak fragmentami uczyniła, to lekka dramatyzująco-histeryczna przesada, w której jednak ziarnko prawdy na pewno tkwi i w odpowiednich okolicznościach życia jednostki w środowisku podatnym może wykiełkować w chwasta dominacji płci męskiej nad żeńską w patologicznym wydaniu karykaturalnego patriarchatu może mieć miejsce. Nie czyni więc swej opowieści Greta szablonową, jak i nie skupia się wyłącznie na efekcie wizualnym, bowiem ten czasami za grubo ciosany feminizm z ambicjami, prowokuje pomimo naturalnej dla wąsatego bariery do socjologicznych rozkmin, więc jak ktoś kompletnie niezorientowany przed "o co i jak" i spodziewał się jedynie słodziutkich pierdół dla zasadniczo mamusi i córusi, to mógł się poczuć w czasie rozpakowywania tego różowego pudełeczka skonsternowany. Ale bez przesady, bo można się też było powzruszać i nawet pośmiać, gdyż Barbie to to, co na zewnątrz i to co wewnątrz, a poza tym też to co modelem i rzeczywistością, względnie stereotypem i prawdą, a chwilami (uczciwie stawiamy sprawę!) Barbie jest najzwyczajniej familijnym wyciskaczem kilku łez sentymentalnego wzruszenia. Barbie jako postać/laleczka/symbol najogólniej okazała się wyłącznie pretekstem, ale na szczęście nie tylko ładnym powodem do ciekawych, mimo że niepozbawionych banałów rozważań (cocktail ze wszystkiego - dobrze zblendowany, nie rozmemłany li tylko na szczęście). Dlatego może bardziej dla młodych kobiet i ich matek jako łzawa terapia wspierająca, niż twardych cokolwiek ojców bez odrobiny ckliwej emocjonalności, którzy dojrzewanie swoich córeczek przechodzą na chłodno. No wiadomka, facet to równa się totalna wyjebka w tych sprawach! Równa się?
P.S. Ok ok, dla chłopców profilaktycznie i mężczyzn też. Może są potraktowani surowo, ale trochę sobie zasługują i trochę nie zasługują, bo są tacy faceci i inni faceci, bo wszystko jest skomplikowane i płcie niekoniecznie sklejone są stereotypowo z cechami osobowościowymi i dyspozycjami psychicznymi, no i płeć silna nie jest taka silna. I to jest ok i Barbie to właśnie takie masło maślane, w sumie cholera wie o czym właściwie. Przynajmniej mnie jest trudno jednoznacznie zdecydować po kobiecej analizie stanu rzeczy, czy my jesteśmy im potrzebni czy nie jesteśmy? Bo że potraktowani jak nieogarnięte przedszkolaki, to jasne!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz