Wszystko wokół pieniądza się obraca, od tego większego do gigantycznego lub każdego innego subiektywnie dla indywidualnej osoby rozmiarami na tyle atrakcyjnego, że można zdecydować się na ryzyko według porzekadła, że kto nie ryzykuje ten szampana nie pije. Craig Gillespie (ten między innymi od I, Tonya) znalazł temat z potencjałem, temat taki co dla zainteresowanym inwestycjami w papiery wartościowe przez echo jakim się w branży odbił znany i dobrą łapą do filmu intensywnie atrakcyjnego obrobił go sprawnie. Rzecz się ma do sytuacji sprzed dwóch lat w Ameryce zasadniczo się dziejącej, kiedy to jakiś nerd z wykształceniem ekonomicznym, będący co kluczowe youtuberem hobbystą, tak nakręcił hajp wśród swoich followersów na pewne akcyjki, że tłuste kocury z Wall Street konkretnie w gacie narobiły. Inaczej to film o współczesnych możliwościach wpływania na decyzje poprzez pokrótce łącza internetowe i coś w rodzaju charyzmy telewizyjnej, choć o tv coraz częściej myślę będzie się mówić, jako o medium umierającym, kiedy pchełki nadające z własnych piwnic potrafią przed kompami czy smartfonami zebrać większą ilość odbiorców, niż nadawany w "prajmtajmie" mega hit polsatu. Film mocno rozrywkowy (poczucie humoru i łatwość nawiązywania sympatycznej relacji imponująca) o wielkiej ekonomii i rynku na którym zmieniają się role i jakby się wydawało niepodważalne status quo, opierające się na dojeniu indywidualnych frajerów. Frajerów wchodzących w trampeczkach z naiwnymi nadziejami na zysk w świat wypastowanych mokasynów i przez tychże zawodowych sprzedawców marzeń - speców od manipulacji trendami golonych. Płotki w ilości wielomilionowej kontra grube ryby, których zaś liczba w ocenie finansjery ograniczona albo kierując się z żartem loginami kicia vs. kocury tłuściochy. Kicia zbudowała lojalną społeczność przeciwko gigantom, a i tak giganci mimo sukcesu kocurka finalnie górą, bo w łapach gigantów wszelkie instrumenty szantażu i takich innych jakich mnóstwo pazurki przez lata także aparatowi państwowemu wydrapały. Strasznie fajne mimo wszystko to obnażenie reguł na jakich opiera się ta współczesna kapitalistyczna ekonomia, ale film tylko bardzo dobry, momentami przyznaję iż porywający (postawiłbym obok Big Short na przykład i dał maxa za aktorskie popisy), jednak od Gillespiego to ja wymagam wciąż więcej i więcej (Miłość Larsa mógłbym tonami). Chyba że ja merytorycznie nic z tego nie zrozumiałem, a to możliwe, bowiem hazardem i kultem mamony się brzydzę, więc nie interesuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz