Brytyjskie granie ale from Boston, Massachusetts! Ponadto quasi brytyjskie granie z odległych lat osiemdziesiątych, z urokiem uskuteczniane w roku 2023! Brzmi intrygująco taka wizytóweczka, ale może mogłoby to być coś zadziwiającego, gdyby na pełnej od latek kilku nostalgiczne parapetowo-gitarowe plumkanie na modłę pomysłów (najprostsze skojarzenie) ekipy Roberta Smitha nie było uskuteczniane. Sprowadzając istotę muzyki House of Harm do epigonizmu totalnego byłbym jednak nieuczciwy i za takie mam co niektóre wzmianki o bostończykach, jednak gdyby nie porównania do ikonicznej nazwy, być może jeszcze mniejsza grupa słuchaczy do przesłuchania ich propozycji by się dała przekonać. Szufladki i porównywanki są niestety zasadniczo konieczne i zasadne poniekąd aby się spośród mnóstwa dobra najpierw wyróżnić, a być może kiedyś ponad nie wybić. Wracając jednak do uwagi o względnej niesłuszności sprowadzania Playground do kalki The Cure, stwierdzam stanowczo, że House of Harm to rodzaj hybrydy i mostu pomiędzy brytyjską falą post punkowego gotyku, a obecną od znacznie późniejszego czasu bardziej lajtową emo estetyką, jaka nota bene uważam sporo zawsze miała wspólnego właśnie z wyspiarstwem przez wzgląd na oczywiście stylizację wizualną, ale i muzyczno-wokalne podobieństwa. W wykonaniu amerykańskich wnuczków stylistyki cure'owskiej i być może już synów (czas zapier D Ala) soft emo przynudzania, granie z Playground całkiem łatwo da się podzielić na to bardziej i mniej uwspółcześnione, a ja przychylam się do wniosku, że fajniej by było gdyby mniej niedawnego wczoraj, a więcej wczoraj dalekiego tutaj wciskali, a najlepiej gdyby inspiracje zaczęły ustępować miejsca własnemu charakterowi, na który jeśli miałbym jeszcze kiedyś uwagę na House of Harm zwrócić muszą zapracować. Dzisiaj przyznaję że jestem lekko zawiedziony całokształtem nowej płyty, bo taki Two Kinds przykładowo jest tak straszliwie słodziutki, że aż trudno mi się zgodzić na ten kierunek, szczególnie że krążek poprzedni chyba oznak wieszczących skręt w tandetę nie wróżył. Na szczęście to nowe, to częściej takie fajne jak Endlessly, Place It Back czy Roseglass, zbilżające ich nutę współcześnie do tego co w bardziej milusich numerach robią The Balck Queen fantastycznego w każdym wcieleniu Grega Puciato. Tak to widzę, znaczy słyszę. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz