WIJ to ostatnio głośna rodzima nazwa i nie ma obaw że na kredyt wychwalana, bowiem Przestwór kupuje słuchacza od pierwszych dźwięków, a jeśli od startu nie ma pomiędzy nim, a drugim albumem Wija chemii, to nie będzie. Innymi słowy albo człek jest podatny na tego rodzaju (wyjaśnię za chwilę) granie, lub kompletnie na nie impregnowanym - kropka! Riffy środka dominują, czyli tak wyluzowany rockers, jak i spięty metaluch usłyszy w nich coś dla siebie. Motywy gitarowe niby (właściwie z pewnością) nie z tych mocno pogmatwanych strukturalnie, a raczej przejrzyste, klarowne, czytelne (bez zakrętasów chcę powiedzieć), a jednak przykuwające uwagę, bo w tandemie z wokalem o charakterystyce narzucającej całości koloryt wybrzmienia trudno im nie ulec, choć pozostawione same sobie mogą momentami budzić poczucie prostoty - być może pozornie. Na stówę jednak nie stanowią najsilniej oddziałującego składnika muzyki Wija, a tylko ich nośny sznyt fenomenalnie dla dobra całościowego kompozycji współgra z brzmieniem głosu oraz liniami wokalnymi konsekwentnie rozwijając tematy, podtrzymując efekt dramaturgii. Jak zdążyłem się zorientować (a zrobiłem to wyłącznie pobieżnie), koszyk inspiracji wpływających na brzmienie Przestworu jest całkiem szeroki, wnioskując po przytaczanych gatunkowych konotacjach i kto by jego nie przesłuchał, to odnajdzie indywidualne skojarzenia, stąd w opiniach pojawiają się różniste porównania, a ja sobie teraz też po swojemu kombinuję, iż jeśli Wij na dwójce nie budzi jednoznacznych skojarzeń, to chyba Wij jest sobą. Być może Wij odnalazł tutaj swoje właściwe tony, bez względu na fakt, iż odkrywczości na miarę osobistą w nim bardzo niewiele, a w kontekście sceny poza wyrazistością nie ma jej wcale. Wij redefiniuje znane dźwięki, szczególnie myślę popularne w latach dziewięćdziesiątych w tak około rocku, jak i około metalu. Czyni to z werwą i świeżością na jaka stać oczywiście obecnie wyłącznie względnie młode pokolenie muzyków, którzy przecież na przeszłe echa muzyczne nie są głusi. W dodatku Wij posiada jeszcze dwie kluczowe cechy o jakich już napomknąłem i których nie mam powodu by nie określić walorami. To lekkość z jaką Tuja Szmaragd aranżuje teksty, a one wpływają na dynamikę nuty, jak i na kapitalny efekt pierwszego kontaktu. Dziewczyna potrafi kleić wersy i bawi się przy tym znakomicie własnym głosem, a teksty które wyśpiewuje, to nic innego jak zmyślne powiazanie modnej ostatnimi czasy tradycyjnej słowiańszczyzny z metaforami nad którymi (zgadzam się) unosi się duch Romana Kostrzewskiego. Podsumowując weź człowieku trochę gotyckiego rocka, odrobinę heavy metalu oraz ukręć sound potężny, w którym odnajdą się też wpływy z okolic rytmicznego nowoczesnego w latach dziewięćdziesiątych riffowania i jeśli dysponujesz charyzmatyczną front(woman) oraz atrakcyjnymi do rozkminy uduchowionymi publicystyczno-poetyckimi tekstami, to masz przepis na Przestwór i kawał doskonale wybijającej się z tła nuty, którą ja podobnie do wszystkich tych którzy Wija z Przestworu znają polecam. Ja w sumie uważam, że Przestwór to coś więcej niż bardzo dobry album, bowiem wyobrażam sobie że może to być początek nowego trendu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz