Film niedzisiejszy w zakresie formy narracyjnej, bowiem obraz kontemplacyjny, pełen subtelnych niuansów i zarazem film bardzo współczesny, bo odważnie podejmujący wątki w tradycyjnej mentalności bliskowschodniej stanowiące ekstremalnie poddawany uciszaniu temat tabu. Film o rzemiośle traktowanym niczym sztuka w tle i obraz przede wszystkim o uczuciach skomplikowanych. Bliskości i rozdarciu pomiędzy miłością duchową i fizyczną - bez konieczności uciekania się do wobec siebie nieszczerości, ale równolegle życiu w permanentnym przekonaniu o narażaniu najbliższej osoby. Opowiadany z minimalnym udziałem słów, wzorcowo daleki od pustosłowia, koncentrujący siłę swojego przekazu przede wszystkim na oddziaływaniu spojrzeniem zwierciadła duszy, mimiki stonowanej subtelnościami, gestów wymownych potęgowaniem oraz kontrastem wyrazistych barw szlachetnych tkanin. O ludziach skromnych i pokornych, wstrzemięźliwych w wyrażaniu emocji, ale i żyjących ostrożnie koniecznością ukrywania swoich potrzeb przed światem zewnętrznym i bezradnych wobec tychże potrzeb natężenia nie do powstrzymania. Osadzony we wspomnianym kontekście surowych okoliczności politycznych, obraz który płynie równym nurtem, a pod powierzchnią emocje pulsują. Sfinalizowany ostatnią sceną wywołującą potężne dreszcze - dzieło bez szans na powszechną akceptację, bowiem wyłącznie dla mądrych nie tylko empatią ludzi.
P.S. Nic wprost niby, ale też sugestie aż nadto jasne, by się zanim w połowie reżyserka nie zdecyduje na bezpośrednią scenę, nie domyślić co arabscy mężczyźni orientacji odmiennej robią za zamkniętymi drzwiami tradycyjnej łaźni. Ot taki to mój prostacki heteroseksualny wtręt dla równowagi psychicznej po obejrzeniu pięknie poruszającego filmu o godnym umieraniu w atmosferze prawdziwie życzliwej, wyrozumiałej miłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz