niedziela, 10 grudnia 2023

Gladiator (2000) - Ridley Scott

 

Nadarza się idealna okazja by pójść w jego klasykę, kiedy to Ridley Scott pokazał właśnie batalistycznego Napoleona (recenzje wstrząsająco niepochlebne i trzeba z tym żyć) oraz z tego co donoszą media, kręci dalsze losy rzeczonego Gladiatora. Stąd trafiona to pora, aby odświeżyć spektakularne i przede wszystkim heroiczne przygody Maximusa Decimusa Meridiusa i najlepiej zdać z tego doświadczenia relację, choć może wypadałoby aby w innej formule, niż mnóstwo dostępnych – może dajmy na to po trosze żartobliwie o filmie poważnym niczym miny zatroskanych polityków, a może też robiąc rodzaj porównania ze Spartakusem wiadomo kogo i nie do końca jestem przekonany niby akurat dlaczego. ;) Gladiator wyrywa z butów już od pierwszych ujęć, bo takiej sytuacji z pola boju w sensie rozmachu wizualnego i realistycznego odczucia, to tylko w najlepszych produkcjach z zakresu historia-przygoda można szukać i choćby nie wiem jak za czasów największej świetności (lata 50-te) hollywoodzkich widowisk historycznych, a szczególnie eposów rzymskich ojcowie gatunku nie mogli osiągnąć, bo nie ta technika i narzędzia dostępne. Stąd pewnie wizjoner w osobie Kubricka nie poszedłby wprost tą drogą, gdyby był w pełni przygotowany, bo wiemy w jakich okolicznościach objął stery w tej mega produkcji i że to właściwie nie jego, a Kirka Douglasa był film. Nieważne, oglądam teraz przecież Gladiatora, a nie Spartakusa i muszę jasno rzec że Ridley w butach speca od widowiska zamaszystego, to zawsze albo wóz albo przewóz i nawet jeśli bywało że nie sięgał w kwestii ekscytowania widza poziomów ponad zasięgami (Królestwo niebieskie), to tutaj niech mnie gromy że człowiek takiego sięga - oj sięga. Nie zawsze przecież kiedy są pieniądze, jest wizja i nawet jest talent z warsztatem predysponującym do realizacji znakomitej, to są wykrzesane konieczne emocje i ich ładunek idealnie trafia, niczym współczesne terapie celowane we właściwe miejsce - w tych okolicznościach wprost do serduszka. W tym przypadku precyzja jest mistrzowska i seans systematycznych ekscytujących uniesień jest zawsze gdy Polsat w paśmie mega hitu Gladiatora powtórzy, gwarantowany. Stąd myślę bierze się ta legenda nadal niegasnąca Gladiatora i miejsce w historii kinematografii na szczycie, bowiem Gladiator to uczucia wyższe plus non stop miejsce w ramówkach największych telewizyjnych graczy. Tak w kategorii blockbustera, jak filmu jednocześnie szlachetnego, bo oprócz produkcyjnego rozmachu oferuje także niesamowicie wciągającą intrygę ze szczytów władzy, z szarpiącymi powszechnie kręgosłupy moralne uczuciami. Konkretne widowicho o wszystkich tych od tysięcy lat targających cywilizacjami ludzkimi pasjach i namiętnościach. Knowaniach dla władzy, upojenia władzą - najohydniejszą niemal ludzką obsesja i dla sprawiedliwej równowagi najprostszą drogą do klęski. Honor, uczciwość - dobro przeciwko złu! Wielkie dramaty, wzruszenia silne, vendetta, zwycięstwo determinacji i finał jaki zostaje z człowiekiem, bo też muzyka z tła nie pozostaje absolutnie obojętna. Po to myślę wynaleziono kino! Być może z perspektywy upływu lat (jeśli się czepić) to ta w tle architektura, wprost wygenerowana przez ówczesne możliwości przeliczeniowe komputera, lekko nadgryziona zębem czasu, lecz ona nie stanowi o największej fundamentalnej sile Gladiatora. Gladiator zwycięża napięciem i intensywnością kluczowych scen, a tego waloru nie odbiera mu czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj