wtorek, 12 grudnia 2023

Killers of the Flower Moon / Czas krwawego księżyca (2023) - Martin Scorsese

 

Ziemia czarne złoto ukrywała latami, ale przyszedł jednak czas że ziemia ów skarb swój w ludzkie ręce oddaje, bo człowiek łapskami własnymi wyszarpuje je ziemi i tak sobie bogactwa przysposabiając luksusy ogromne zapewnia, jak i kłopoty zarazem na siebie ściągając, bo tam gdzie czysty pieniądz z wnętrza wydobywany, tam zrazu niebezpieczeństwo czyha, bo dla konkretnego grosza (tak, nic odkrywczego) człowiek na wszystko gotowy! Tak w zupełnie nie oddającym pełnego zakresu podjętych kwestii, w skrócie widzę fabułę Czasu krwawego księżyca, na historycznych faktach opisanych może nie dosłownie, a raczej z elementami uatrakcyjniającej fikcji opartą i zamknięta w bagatela około 210 minutach projekcji, na podstawie powieści... doczytajcie gdzieś sobie. :) Wiedząc to i owo o kontekstach spodziewać się należało grubej sagi, a ten ze wstępu tegoż opis treści rzecz jasna rozpisany na potężny scenariusz, który w tych niecodziennych dla kina hollywoodzkiego rozmiarach w adaptacji Mistrza Scorsese ani odrobinę nie męczy, a wręcz oderwać oczu od ekranu (tak oglądałem w streamingu na kanapie) nie pozwala. Pieniądz płynący wartkim nurtem prowokują rozlew krwi, a jej rozlew z kolei stanowi znakomity fundament dla opasłej, ale przede wszystkim porywającej opowieści o destrukcyjnej sile pokusy i hipokryzji infekującej ludzkie serca, zdolnej tym raczyskiem zaatakować zdrową tkankę jakiejś tam kompletnie niedostosowanej do wyzwań czasu szlachetności i uczciwości. Bo biały człowiek to jednak potrafił i trudno dyskutować być może ze stwierdzeniem wciąż zna sposoby jak wybielić nawet gówno, jeśli ma w tym interes. Mieli tym ozorem i stosuje podłe sztuczki, a jak tego nie starczy to znajdzie inną, bez znaczenia że kryminalną metodę - ważne że skuteczną. Scorsese zawsze miał nosa do barwnych (dobra, złe słowo, brawurowo tragicznych) wydarzeń z historii Ameryki, że wspomnę tylko Gangi Nowego Jorku. Historii które niby nie tajemnicą, a jednak raczej nie stanowią wiedzy ogólnej, gdyż nie dają powodu do dumy dla patosem przesiąkniętej i hipokryzją przeżartej tożsamości amerykańskiego narodu, ukonstytuowanej w miejscu, gdzie prawdziwa, a nie udawana duchowość czy wspólnotowa świadomość rdzennych szczepów i plemion zbrukana. Bierze Scorsese taką prawdę historyczną i obrabia ją charakterystycznym dla siebie językiem filmowym, tworząc pełnokrwiste dzieło sztuki. Oferuje ekscytujące przeżycia dla widza oczekującej rozrywki i harmonijnie, synchronicznie fascynujące doznania dla audytorium wymagającego od kina czegoś więcej ponad tylko dobrą popcornową zabawę. Czas krwawego księżyca to film pasujący do repertuaru multipleksów, ale i złożony, wielopoziomowy erudycyjny obraz, choć sama podstawa zawarta w skrypcie historycznym ograniczona przecież do jednego, zdaje się oczywistego wniosku. Ona skompresowana myślę do postaci okrutnej, pozbawionej wszelkich granic moralnych chciwości i w sensie puenty porzekadle, iż „historię piszą zwycięzcy”. Poczynając od zawiązującej tekst scenariusza kwestii morderstw na plemieniu Osedżów, przez traktowanie rdzennych mieszkańców Ameryki jako naiwnych, prymitywnych, „niekompetentnych”, a przez to potrzebujących białego człowieka, aby nie roztrwonić wielkiego bogactwa jakie nieświadomie on im przecież zapewnił, ograniczając w swoim dobrodziejstwie ich znacznie bardziej pierwotnie rozległe tereny w administracyjnej formule tzw. Rezerwatu (sick!). Po głębsze znaczniej analizy dotyczące manipulacyjnego oddziaływania za pośrednictwem technik socjometrycznych czy konkretnie zniewalania fałszywą troską, tudzież wręcz miłością i lojalności, którą (co nieprawdopodobne otrzymuje) ponad zdrowy rozsądek wymagając. Stąd Czas krwawego księżyca to gatunkowo osadzony w ramach historycznych kryminał, jak i szeroko rozbudowany dramat psychologiczny z socjologicznym rzecz znaczy głębszym kontekstem, w szczególności sugerujący sekciarskie i mafijne konotacje w ukazanej mentalność tej „lepszej” części społeczeństwa. To wreszcie dzieło wybitne ze względu na warsztatowe popisy wszystkich specjalistów jacy zostali przez głównodowodzącego do realizacji tego fenomenalnego przedsięwzięcia zaangażowani i ja nawet jeśli nie będę wystawiał tutaj świadectw najwyższego poziomu KOMPETENCJI wszystkim z osobna przywołując ich nazwiska, to nie mogę dopuścić, aby obok majstersztyka aktorskiego drugiego planu wybitnej tutaj Lily Gladstone (z miejsca przyznać Oscara jej!), nie podkreślić ponownie kim dla współczesnego kina są Robert De Niro i Leonardo DiCaprio. Nie będę tutaj robił subiektywnego przeglądu ich najlepszych dokonań w ich przebogatych przecież karierach, ale jeśli nie są tu sobą w najdoskonalszej, czysto epickiej formie, to ja nie wiem. Brawo dla Scorsese za wykrzesanie maksa z obsady, za te dialogi kapitalne współtworzone z niekwestionowaną legendą scenariuszowego Hollywood w osobie Erica Rotha. Oklaski też na stojąco za podjęcie rozdrapującego rany tematu i po prostu za to że wciąż jest i to na pełnej świadomości, bowiem człowiek z niego już mocno wiekowy, a wciąż czyniący dobro filmowe, ale też rozkręcający debatę publiczną w wielkim stylu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj