niedziela, 13 listopada 2022

Arctic Monkeys - The Car (2022)

 

Nie spieszyłem s z tą reczką, dałem sobie myślę wystarczająco dużo czasu, by przegryźć się przez ambitną skorupę The Car i wgryźć się w miąższ. Z perspektywy kilku tygodni kontaktu uważam to, co chyba jednak od pierwszych odsłuchów już wiedziałem. Arctic Monkeys jest już zupełnie dla rock’n’rolla stracony i nie będę miał już okazji usłyszeć albumu w ich wykonaniu, który treścią nawiązywałby do AM, a nawet nie będę miał wkrótce szans posłuchania kompozycji bliskich Tranquility Base Hotel & Casino, bo oni już kompletnie w estradowy "glamour" odlecieli, a dowodem dobitnym te wszystkie smyczkowe aranżacje, które niby dopełniają tła, a w rzeczywistości powodują banalizowanie koncepcji, a wręcz balansowanie na granicy kiczu i przykrywanie porywającej rytmicznie istoty tych utworów warstwą chwilami nieznośnie słodkiego lukru. Bowiem sposób w jaki rytmikę genialnie budują i smaczkami aranżacyjnymi częstują, to jest jakaś magia, która to z kolei powoduje, że te dwa startowe single super obrazkami promowane zapowiadały, The Car to będzie cudo nad cudami, a przez fakt że to najbardziej wyraziste i najbardziej dopracowane indeksy na płycie, inne żyją niestety w ich cieniu i tylko może jeszcze tak w stu procentach Hello You im dorównuje. Pozostałe nikną, a przecież nie jakimiś zapchajdziurami, tylko pełnoprawnymi składnikami The Car. Tak, marudzę i zapewne w sumie niezbyt przekonująco, ale mam wciąż to poczucie, poprzednie albumy były w całości właśnie przekonujące, satysfakcjonujące i do wyobraźni przemawiające, wreszcie magnetyczne, a The Car jako zwarta, przykrótka jednak całość cierpi na niełatwy do sprecyzowania niedomiar, bo czas trwania właśnie zbyt krótki i jeszcze piosenki nie wszystkie ekscytujące. Tym niemniej jednak nie jestem rozczarowany, a zwyczajnie nieco niedosyt po wybrzmieniu ostatniej nuty odczuwam. Zapewne to się już nie zmieni, choć nie wykluczam, że klucz do tych numerów które dziś spostrzegam jako nieco miałkie jeszcze odnajdę, bo nie ma mowy, by ktoś kto potrafił napisać takie dzieła jak There'd Better Be a Mirrorball i Body Paint, jednocześnie mógł położyć pozostałe.

P.S. Ok ok! Trochę się poniekąd droczę. Przecież dotarłem też do miąższu I Ain't Quite Where I Think I Am, Big Ideas i wspaniałego Sculptures of Anything Goes. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj