wtorek, 8 listopada 2022

The Blue Stones - Pretty Monster (2022)

 


Ot to takie wielkie, jeszcze nie sprzed ponad tygodnia piątkowe zaskoczenie, bo wiedziałem że cos w obozie TBS w kierunku nowego albumu się dzieje, gdyż systematycznie zaczęli częstować nowymi singlami i na kilka dni przed tym zaskoczeniem dali do zrozumienia, iż należy oczekiwać informacji związanych ze świeżym wydawnictwem, lecz absolutnie się nie spodziewałem że miast podania daty premiery oraz szczegółów track listy i okładki, oni wrzucą od razu nowy krążek. No fajnie, super nawet, ale też szok, bo fajnie i super nawet jest podgrzewać atmosferę i dozować szczegóły, związane z kolejnym studyjnym efektem pracy. No ale się otrząsnąłem z dezorientacji i nieco wciąż onieśmielony odpaliłem Pretty Monster, więc co w związku z tym następuje teraz po kilkunastu kontaktach ośmielam się donieść. Album to zaiste wartościowy tak jak te poprzednie, które po premierach kręciły się u mnie w kółko, dając mi mnóstwo pozytywnych wrażeń, które z kolei fantastycznie łączyły przebojowy ich potencjał z całkiem przecież niebanalnymi aranżacjami w całkiem przecież banalnej ostatnio estetyce duetów grających oszczędnego rocka na bluesowo-funkowych resorach i od czasu do czasu zahaczającego o garażowe niemal granie. Pretty Monster akurat tego garażu nie ma już w  sobie wcale i jego cechą wyraźną radiowy potencjał, który w sumie na każdej innej płycie grupy miał niebagatelne znaczenie. Tyle tylko że wówczas poprzez wciąż względną świeżość aranżacyjną z jaką Kanadyjczycy do mnie przychodzili, to ta chwytliwość nie była spostrzegana jako ewentualny ciężar z jakim po wielokrotnych odsłuchach trzeba będzie się zmagać, ale stały element towarzyszący systematycznemu odnajdywaniu w ich numerach ciekawych detali. Obecnie jest nieco inaczej, bo to się błyskawicznie w głowę wkręca i boję się, iż poznałem już na tyle dokładnie specyfikę z jaką piszą swoją muzykę, że cóż - ona mnie może znudzić. Oby jednak tak nie było i oby było tak, że w Pretty Monster będę się wkręcał dłużej i z Pretty Monster pozostanę dłużej niż z jakimiś prostymi popowymi piosenkami, a jest to możliwe, chociaż podkreślam coś mi mówi że przekraczają właśnie granicę i ja jestem już syty, więc jeśli jeszcze nie teraz to na następnym krążku życzyłbym sobie więcej zaskoczenia, nie tylko na poziomie wciąż fajnego, ale jednak powodującego przesyt jarania się nowymi numerami, będącymi w zasadzie kopiowaniem patentów z tych już znanych. Wiem że ich na to stać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj