Punktem wyjścia (pozwolę go sobie nazwać zaczynem) dla tej zrobionej na półwzór stylu Wesa Andersona groteskowo czarnej angielskiej komedii, jest próba przeniesienia klasyka Agathy Christie z desek teatralnych do sal kinowych i błyskawicznie tragicznie zakończone perypetie reżysera podczas pracy nad tym zleceniem. Zatem mamy większość patentów Wesa wraz z narracją wiadomo że bohatera głównego (ale tylko na początek - bo za chwile jest myk) oraz nie mamy jednak takiego rozmachu, bo jest bardziej powściągliwie (a może jednak z mniejszą wyobraźnią), za to szacunkiem właśnie dla kryminalnego wzorca stworzonego przez najpoczytniejszą pisarkę gatunku. Jest barwnie, strojnie i z przepychem scenograficznym, jednakże mniej niż u Andersona abstrakcyjnie, chociaż z poczuciem humoru absolutnie nie jałowym - fachowo sarkastycznie dostosowanym pod potrzeby intrygi w duchu lajtowego suspensu. Jest ten mało sympatyczny reżyser bohater i akcja podług prawideł klasyki gatunku, czyli najmniej (he he) sympatyczna postać pada trupem, obligując do kluczowego zadania pytanie, któż zabił? Zdjęcia, ujęcia, sposób w jaki kamera przemyka i jak kadruje - równocześnie w rożnych lokacjach, pstryknięte miejsca i postaci w dzielonym ekranie. Perspektywa zerknięcia, okiem mrugnięcia i maniera aktorska parateatralna, ale jeszcze bardziej inaczej i scenariusz przewrotny, lecz nie kompletnie stylistycznie wywrotowy, choć ironiczny i absurdy podniesiono w nim do rangi sztuki oraz (u hu hu) treść intrygująca swą nie tylko plastycznością, dzięki której można wiele i niepoważnie jeszcze więcej, w rytmie na pewno nie na dwa. :) Aktorzy to tu ci moi ulubieni (Sam Rockwell, Saoirse Ronan i Adrien Brody) w doskonałej a jakże formie, bo bez tej ich kapitalnej szarży w graniu, to nie byłoby tak że banan na gębie i gdyby nie gwarno i połyskliwie werbalnie, to nie byłoby jeszcze jego na gębie większego. Kryminalna zagadka, taka quasi teatralna dla fanów brytyjskości i humoru inteligentnego gratka. Innymi słowy w dobrym guście filmowe wygłupy, więc niby czemu by nie? Ja na ten przykład nie wiem niby czemu i dziękuje już prawie za uwagę. :)
P.S. Tu nawet chyba miga Whitehaven Mansions. No wiecie, ta kamienica w której mieszkał Hercules Poirot. Albo jakaś taka do złudzenia podobna - choć nie, to na stówkę ona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz