poniedziałek, 3 czerwca 2013

Entombed - Uprising (2000)




Doprawdy w przypadku Entombed powstanie to było w dosłownym słowa tego znaczeniu. Po kilkunastoletniej już działalności, przejściu okresu budowania potęgi szwedzkiej sceny death metalowej, pobudzeniu świeżości własnych produkcji na Wolverine Blues i kontynuacji odchodzenia w stronę bardziej mainstreamowej sceny – albumem tym na nowo zdefiniowali swój styl umieszczając własną nazwę w mojej prywatnej czołówce miażdżenia dźwiękiem. Od pierwszych do ostatnich wybrzmiewających uderzeń album skrzy się od piorunującej riffowej siły, raz pędzącej niemal bez oddechu na oślep, wyrzucającej tony adrenaliny w innych momentach miażdżącej niczym walec potężnymi, miarowymi zwolnieniami. Dźwiękowy tygiel to jednoznacznie, gdzie w idealnym miejscu spotykają się archetypiczne w swej formie pierwiastki szwedzkiego śmierć metalu, rock and rollowego rozpasania, punkowej nieokrzesanej dynamiki, doomowej z wolna sączącej się bezlitośnie miazgi i niemal noise’owego odjazdu. Dodatkowym atutem krążka jest z perfekcją wbijający się w tą nową dla Entombed jakość siłowy, pełen szaleństwa wokal Petrova – przybierający tu formę niemal punkowego skandowania. Jednak czuć wyraźnie, iż korzenie tego krzyku tkwią głęboko w bulgocząco-charczącej estetyce wokalnej death metalu. Tam zaczynali i jak dalsze działania pokazały w te rejony ostatnio powrotnie nie omieszkali zawitać. Jednak pomimo wyraźnego szczególnie na Serpent Saints skrętu w formy deathowe nadal istotny wpływ klimatu zaznaczonego na Uprising, punk-rockowego (tfu!!! z amerykańską, nastolatków odmianą nie ważyć się utożsamiać) feelingu jest wyczuwalny. Przyznaje – pierwsze Entombed klasyczno deathowe albumy piorunującego wrażenia na mnie nie zrobiły, chociaż kierunek ideowo ścieżki lewej ręki bezwzględnie wskazały. Z kolei Wolverine Blues nader jednostajny się z perspektywy czasu wydaje, To Ride, Shoot Straight and Speak the Truth chaosem zbytnim odpychał, a Same Difference za daleko pomimo sporego przebojowego potencjału od fundamentu stylu odpłynął. Dopiero Uprising ostatecznie przekonał mnie do tej szwedzkiej zasłużonej załogi – w idealnych proporcjach łącząc konwencje, które w swej czystej formie nie zawsze u mnie poklask znajdowały. Tutaj jednak w odpowiednich proporcjach zestawione jakość tak wysoką reprezentują, iż zachwytu i podniecenia nie jestem w stanie pohamować. Sama esencja tego co w hałasie tym dla mnie najwartościowsze – nic dodać, nic ująć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj