nie odsłonił tak wyraźnie
pokładów dojrzałej wrażliwości. I dziwi mnie, iż w 2004 roku będąc już oddanym
niewolnikiem wszystkiego co Liverpoolczycy nagrali po Eternity, nieprzygotowany
byłem na tak introwertyczny przejaw ich geniuszu. Zastanawiam się i tylko
wcześniej wyrażona wstępna diagnoza ma tu racje bytu, jest w stanie racjonalnie
wyjaśnić moje ówczesne przekonanie o znacznie mniejszej wartości A Natural
Disaster w stosunku do Alternative 4 czy Judgement. Krążek to zadumany,
oszczędny, podany z maestrią godną największych twórców z progresywnej niszy,
jednak pozbawiony z wyczuciem pomimo długo rozwijających się motywów grzechu
monotonnych dłużyzn czy poczucia pewnego tzw. „przegadania” materiału.
Charakterystyczne dla formacji stopniowo rozwijające się tematy budowane są
przede wszystkim za pomocą niemal floydowskiej maniery gitarowej, suto
okraszanej klawiszowym, najczęściej pianina brzmieniem. Dodatkowym atutem
oprócz naturalnego miękkiego wokalu Vincenta jest sporadyczny udział Danny’ego
oraz frazy jakie nakłada Lee Douglas – zwiewne otaczające tytułową kompozycję ciepłą aurą. I na koniec nie sposób poświęcić choćby jednego zdania na pean
pochwalny ku czci najwyraźniejszego eksperymentu umieszczonego na albumie. Mam
tu na myśli kapitalny Closer, który udowadnia w sposób szczególny jakim potencjałem
dysponuje grupa. Nie każdy potrafi przecież tak zgrabnie przekształcić niemal
groteskowy efekt wokalny w formę porywająca i zniewalającą, która efektownie
wprowadza w rozwijający się trans – w wersji koncertowej wręcz oszałamiający!
Anathema stworzyła dzieło dla mnie ponadczasowe, którego magia w pełni odkryta
została z pewnym opóźnieniem, pokazując jednocześnie dopiero wraz z We’re Here
Because We’re Here, iż ścieżka która podążają jest na tyle bogata by nadal
inspirować z ogromną siłą!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz