czwartek, 6 czerwca 2013

Satyricon - Now, Diabolical (2006)




Jakiż w owym czasie album ten zrobił mi remanent postrzegania Satyricon – dokładnie rzecz biorąc ekipa z ojczyzny fiordów po zrzuceniu napompowanego imageu z lat 90 tych, a później zbyt wyuzdanie przeintelektualizowanego z Rebel Extravaganza i Volcano wkroczyła na tereny gdzie ich markowy styl spotkał się z brudną, surową jednako podszytą niemal rockowym feelingiem estetyką. Przyznaję, lata 90 te, a dokładnie okres po pomnikowym Enthrone Darkness Triumphant, gwiazd dzisiejszych teatralno-symfonicznego podniecenia, to także dla mnie szczeniackie uniesienia przy wszelkiego rodzaju pseudo symfoniczno-blackowo-gotyckich nadmuchanych patosem zawodzeniach babskich i szczekliwych charkoto-skrzekach blado trupich wojowników. Człowiek jednak w miejscu nie stoi - wrażenie przynajmniej takie odnoszę i z perspektywy czasu z zażenowaniem częstokroć spogląda na młodzieńcze fascynacje czy przelotne mody, którym jego wątła, nieokrzepła psychika ulegała. Paradoksem w kontekście powyższych wniosków wydaje się, iż dzisiaj z ogromnym sentymentem, szacunkiem i całkowitym brakiem wstydu przyznaję się do ciągłych fascynacji większością rockowych wykonawców co na początku lat 90 tych, kiedy to ta kiczowata symfonia jeszcze swego ryja modnym od patosu mdławym anturażem umazana nie gwizdnęła mi na chwilę wrodzonego poczucia smaku, na moim stereo klocku kaseciaku harcowali. Do rzeczy jednak! O „Now, Diabolical” być miało! Wracam zatem do sedna chociaż ckliwe, goryczą niejako przesiąknięte powyżej zamieszczone wywody w kontekście Satyricon na miejscu są jak najbardziej. Mianowicie tak sobie kombinuje, że styl jaki został osiągnięty przez Satyra i Frosta na opisywanym krążku w sposób modelowy pogodził dwa światy końca ubiegłego wieku w których zdało mi się muzycznie funkcjonować. Ten o tradycyjnie rockowo-metalowym szkielecie, gdzie królował subtelny instrumentalny minimalizm wraz z niezaprzeczalną wysmakowaną przebojowością i ten gdzie liczył się przede wszystkim wizerunek, a muzyka będąca jego dopełnieniem zawierała w sobie pierwiastek diabelsko-mizantropijny. Now, Diabolical zawiera zatem w sobie atmosferę gdzie pomimo pewnej zadumy, czy patosu odrobiny wyczuwalny jest sznyt przez rogatego wycięty, a całościowa aura brudem i surowością sprawiająca wrażenie niechlujnego podejścia do realizacji, jest przesiąknięta. Charakterystyczne nietuzinkowe, pasji pełne perkusyjne bicia Frosta ukryte pod zdecydowanie bardziej przystępnymi, przebojowymi wręcz strukturami kompozycji pretendują w przekonaniu moim do jednych z najbardziej wysmakowanych, a gitarowe markowe odjazdy wwiercają się w świadomość niemal podszyte pewną industrialno podobną estetyką. Całość wrażenie robi niezwykle wysokiej jakości, łącząc w sobie przystępną znacząco w porównaniu do zbyt skomplikowanego okresu z twórczości formacji strukturą kompozycji z głęboko wręcz ukrytą finezyjnie, nerwowo pulsującą dynamiką. Być może dla ortodoksyjnie pochłoniętego dorobkiem Satyra i Frosta fana wywody moje stekiem bzdur oddanego ostatnio znacząco mniej ekstremalnym wyziewom laika się wydadzą, jednak trudno bym przelewając na klawiaturę mocno już okrzepłe własne odczucia sugestiami, poglądami czy niemal fanatyzmem tych (bez urazy) często regresywnych leśnych troli się kierował. Dla mnie odwagi jedynie należy twórcom „Now, Diabolical” gratulować, że taki krok podjęli z kajdan typowo blackowych oczekiwań albumem tym się wyzwalając!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj