Jakiż w owym czasie album ten
zrobił mi remanent postrzegania Satyricon – dokładnie rzecz biorąc ekipa z
ojczyzny fiordów po zrzuceniu napompowanego imageu z lat 90 tych, a później
zbyt wyuzdanie przeintelektualizowanego z Rebel Extravaganza i Volcano
wkroczyła na tereny gdzie ich markowy styl spotkał się z brudną, surową jednako
podszytą niemal rockowym feelingiem estetyką. Przyznaję, lata 90 te, a dokładnie okres po pomnikowym Enthrone Darkness
Triumphant, gwiazd dzisiejszych teatralno-symfonicznego podniecenia, to także
dla mnie szczeniackie uniesienia przy wszelkiego rodzaju pseudo
symfoniczno-blackowo-gotyckich nadmuchanych patosem zawodzeniach babskich i
szczekliwych charkoto-skrzekach blado trupich wojowników. Człowiek jednak w
miejscu nie stoi - wrażenie przynajmniej takie odnoszę i z perspektywy
czasu z zażenowaniem częstokroć spogląda na młodzieńcze fascynacje czy
przelotne mody, którym jego wątła, nieokrzepła psychika ulegała. Paradoksem w
kontekście powyższych wniosków wydaje się, iż dzisiaj z ogromnym sentymentem,
szacunkiem i całkowitym brakiem wstydu przyznaję się do ciągłych fascynacji
większością rockowych wykonawców co na początku lat 90 tych, kiedy to ta
kiczowata symfonia jeszcze swego ryja modnym od
patosu mdławym anturażem umazana nie gwizdnęła mi na chwilę wrodzonego poczucia
smaku, na moim stereo klocku kaseciaku harcowali. Do rzeczy jednak! O „Now,
Diabolical” być miało! Wracam zatem do sedna chociaż ckliwe, goryczą niejako
przesiąknięte powyżej zamieszczone wywody w kontekście Satyricon na miejscu są
jak najbardziej. Mianowicie tak sobie kombinuje, że styl jaki został osiągnięty
przez Satyra i Frosta na opisywanym krążku w sposób modelowy pogodził dwa
światy końca ubiegłego wieku w których zdało mi się muzycznie funkcjonować. Ten
o tradycyjnie rockowo-metalowym szkielecie, gdzie królował subtelny
instrumentalny minimalizm wraz z niezaprzeczalną wysmakowaną przebojowością i
ten gdzie liczył się przede wszystkim wizerunek, a muzyka będąca jego
dopełnieniem zawierała w sobie pierwiastek diabelsko-mizantropijny. Now,
Diabolical zawiera zatem w sobie atmosferę gdzie pomimo pewnej zadumy, czy
patosu odrobiny wyczuwalny jest sznyt przez rogatego wycięty, a całościowa aura
brudem i surowością sprawiająca wrażenie niechlujnego podejścia do realizacji, jest przesiąknięta. Charakterystyczne nietuzinkowe, pasji pełne perkusyjne
bicia Frosta ukryte pod zdecydowanie bardziej przystępnymi, przebojowymi wręcz
strukturami kompozycji pretendują w przekonaniu moim do jednych z najbardziej
wysmakowanych, a gitarowe markowe odjazdy wwiercają się w świadomość niemal
podszyte pewną industrialno podobną estetyką. Całość wrażenie robi niezwykle wysokiej
jakości, łącząc w sobie przystępną znacząco w porównaniu do zbyt skomplikowanego
okresu z twórczości formacji strukturą kompozycji z głęboko wręcz ukrytą
finezyjnie, nerwowo pulsującą dynamiką. Być może dla ortodoksyjnie
pochłoniętego dorobkiem Satyra i Frosta fana wywody moje stekiem bzdur
oddanego ostatnio znacząco mniej ekstremalnym wyziewom laika się wydadzą,
jednak trudno bym przelewając na klawiaturę mocno już okrzepłe własne odczucia
sugestiami, poglądami czy niemal fanatyzmem tych (bez urazy) często
regresywnych leśnych troli się kierował. Dla mnie odwagi jedynie należy twórcom
„Now, Diabolical” gratulować, że taki krok podjęli z kajdan typowo blackowych
oczekiwań albumem tym się wyzwalając!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz