Przyswajając obecnie najnowszą produkcje Spiritual Beggars, kilka słów w temacie poprzedniczki Earth Blues. Zaczyna się ten krążek dosyć niemrawo jednak z czasem
wrażenie odniosłem, iż zabieg to ze strony muzyków jak najbardziej świadomy.
Bowiem pełzający riff Lost in Yesterday, gładko wprowadza nas w klimat Return
to Zero – krążka, który otwiera kolejny rozdział w karierze duchowych żebraków. Zmieniła się wyraźnie zarazem
muzyka jak i w etap nowy na posadzie wokalisty wkroczył Apollo Papathanasio - dotychczasowy głos greckiego Firewind. I przyznaje, iż wieść o dołączeniu do
tej wyjątkowej formacji power-metalowego południowca nie nastrajała mnie zbyt
optymistycznie, gdyż z ciekawości zapoznając się z fragmentem dorobku jego
macierzystego zespołu, barwa głosu przez niego prezentowana działała na mnie niezwykle
drażniąco. Jakież zatem było moje zdziwienie, gdy po dziewiczym odsłuchu
powrotu do zera, słysząc tego samego człowieka odnosiłem jednocześnie wrażenie
obcowania z zupełnie inną jakością. Głos tu jego z pewnością bardziej
drapieżny, silnie w klasycznym kanonie stworzonym przez ikony sceny ciężkiego
rocka umiejscowiony. Konkretna to barwa w żadnym stopniu, gdyby nie wiedza o
jego historii, w power metalowej niszy osadzona. Prawdopodobnie zasługa w tym
nie tylko następcy J.B. ale i całej ekipy dowodzonej przez Michaela Amotta.
Zdecydowanie pchnął bowiem tą maszynę na tory w branży hard rockiem nazywanej,
gdzie silnie inspirowany klasycznymi dokonaniami Rainbow czy Deep Purple o
decydującym klawiszowym sznycie, jednakże w wersji sporo cięższej, czasem wręcz
rockowo-doomowej. Nie jest to jednak album jednowymiarowy, konstrukcja jego, charakter ma szczególnie interesujący za sprawą łamania dynamiki poprzez
kompozycje, zrazu dynamiczne o specyficznej w przekonaniu moim pogodnej formie
z tymi bardziej wolnymi o riffie mocarnym, solidnie osadzonym - taki to krążek
jednocześnie dynamiczno-mozolny czy zwiewno-ociężały! Wspomnieć należałoby
jeszcze, iż dodatkowym atutem produkcji tej jest użycie do budowy atmosfery
albumu, utworów o akustycznym charakterze. Dodają one ciekawej jako całość
mozaice ducha tajemniczości, subtelnej wrażliwości, mając istotny wpływ na moc produkcji w pełnym jej wymiarze. Return to Zero pomimo pierwotnie
wielu moich obaw kolejnym niezwykle udanym krążkiem żebraków się okazał – takim
co obok wcześniejszych perełek grupy bez najmniejszego poczucia zażenowania
można postawić! Na koniec rączki zacierając, iż już w stereo moim
świeże retro riffowanie w retro wydaniu dudni, zastanawiam się na ile
płyt Apollo miejsce w szeregach formacji zagrzeje, czy aby J.B. nowego
standardu nie wyznaczył i po dwóch produkcjach Amott kolejnego głosu dla
swojego dziecka nie będzie poszukiwał. Zaufaniem jednak darze tego rudowłosego
pracoholika, gdyż jak dotąd przeprowadzając roszady na tym decydującym dla
formy zespołu stołku nigdy się nie omylił. Ma gość intuicje i talent
niezaprzeczalnie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz