więkowym świecie muzycy Switch Opens obdarowując mnie
"hałasem" z pogranicza stonerowej przebojowości, sludge'owego ciężaru,
space-rockowego rozpasania i doomowego mroku. Kompozycje jakie znalazły miejsce
na drugim ich krążku zbudowane na bazie przedniej jakości riffów - mozolnie z
cierpliwością rozwijane o specyficznym niemal transowym charakterze (nie chodzi
tu o bujanie w rytm zapętlonego beatu), zawierają w sobie w stopniu równym
perfekcyjnie przemyślane i dopieszczone akcenty jak i improwizowane odloty.
Dźwięki to co radosnego aspektu są pozbawione, a swój wciągający urok na bazie
narkotycznego post-uniesienia w wielu fragmentach opierają. Łamane schematy
rytmiczne i zabawa kontrastami potęgują atmosferę kontrolowanego obłędu. Wraz z
wokalnym cedzeniem wersów niczym uniesienia szamana odprawiającego swe tajemne
obrzędy, wprowadzają mnie w stan głębokiego poczucia satysfakcji i spokoju.
Jednak odprężenie to podszyte pulsem jest o charakterze niepokojącym, co znaczne
zmiany do podświadomości wprowadzać może - wrażenie odnoszę, iż krążek ten
podstępnie uspakaja, by jad do organizmu wprowadzić co w przyszłości
nieprzewidywalne efekty przyniesie! Długo się w ten album wciągałem, zasysała
mnie jego specyficzna gęsta, klaustrofobiczna atmosfera by finalnie zniewolić i
w poczet niemal wyznawców tych szamanów wtłoczyć. Doprawdy zdecydowanie
podstępna i uzależniająca to sztuka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz