Śmiech ogarnąłby mnie diabelski, szyderstwo z moich
ust wylewać by się poczęło gdybym kilku albumów tej załogi nie szanował, a
kilku niemal kultem otaczał! Przyzwyczajony jednak do wahania formy Burtona (z
Dinem od czasu do czasu) podsumuje te wypociny zwięźle i taktownie jak tylko
moja rozczarowana tą produkcją muzyczna wrażliwość pozwoli. Trzy poprawne kawałki
plus reszta wypełniaczy sklecona na kolanie pomiędzy personalnymi rozgrywkami w
kapeli. Dodatkowo okraszona pyszałkowatym przekonaniem, że fani łykną nawet automat perkusyjny
byle był zaprogramowany przez tego, jedynego muzyka. Ja tego nie kupuje. Rzekłem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz