wtorek, 4 czerwca 2013

Death - The Sound of Perseverance (1998)




Wraz z pojawieniem się kilku nowych krążków faworytów moich sprzed lat, sentymentalne wycieczki do albumów z lat 90-tych robić zacząłem. I choć z wieloma z nich ciągły kontakt mam, bogaty napływ bieżących muzycznych produkcji w sposób oczywisty ilość czasu na podróże sentymentalne ograniczały. Oto w sposób ten kilkukrotne przypomnienie dźwięku wytrwałości mi się zdarzyło. Trudno w miejscu tym oklepanych zwrotów nie użyć, bowiem dźwięki te to dla mnie choć lat piętnaście już minęło kult niepodważalny. Nadal świeży z brzmieniem krystalicznym wszelkie niuanse tej skomplikowanej formy uwypuklającym. Instrumentalne popisy co w konstrukcje utworów zaprzężone, wrażenia monotonnych dłużyzn skutecznie unikają - piski, zgrzyty harmonijnie współistniejące z ultra melodyjnymi zagrywkami, z tętnem nierównym sekcji rytmicznej i cedzonymi przez zęby często filozoficznymi przemyśleniami Schuldinera. Album to pełny pasji muzycznej, spotęgowanej energii witalnej, pomysłów wymykających się wszelkim klasyfikacjom. Dowód na to, że zwykłe określanie płyt, szczególnie kilku ostatnich grupy tylko death metalem błędem jest niewyobrażalnym. Eklektyzm to nie w formie topornie łączonych ze sobą różnych często skrajnie biegunowo odmiennych stylów, lecz eklektyzm wtopiony w ramy stylu, tożsamości własnej grupy. Słucham wciąż z opadem szczęki permanentnym, geniuszu maestrią osaczony i choć w prywatnym rankingu moim Symbolic liderem pozostaje, testament muzyczny pozostawiony tym albumem dojrzałość Chucka w pełnej krasie pokazuje!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drukuj