wcześniejsze z nim obcowanie. Od
początku samego otrzymuje dwuczęściową suitę co równych sobie w historii rocka
ma niewielu. Untouchable otworzył we mnie pokłady wrażliwości mocno ukryte i
choć pełne przeżywanie dźwięków ulubionych nie jest mi obce takiego piękna w
postaci najczystszej dawno już nie dane mi było kosztować. Poczucia muzycznego
spełnienia nie odbierają mi kolejne kompozycje wylewające się z głośników - otrzymuje
zarówno przebogate, pozbawione patosu klawiszowe orkiestracje, pianina akordy
wzruszające, gitarowe "floydowskie" ornamenty jakby do wymiaru innego
przenoszące, rytmu z pulsem ciekawym bicia i głębie wokalną prawdziwego śpiewu
co z wnętrza duszy ludzkiej wypływa. Odczuwam przez te kilkadziesiąt minut stan
spokoju, równowagi, szansę dostaje na otwarcie oczu szeroko, ujrzenie tego co
naprawdę w życiu ważne być powinno - o prozie codzienności zapominam. I dziwić
może po entuzjazmu słowotoku obfitym twierdzenie poniższe, iż poziomu We're
Here Because We're Here nie przeskoczyli, jednak dzieło mu dorównujące choć o
charakterze subtelnie odmiennym stworzyli. Anathema dziś to dar dla każdego kto
tylko zechce dać jej szansę - z tej perspektywy świat wygląda znacznie
ciekawiej.
P.S. Wiem - chyba się starzeje!
P.S. Wiem - chyba się starzeje!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz