łamiającą dźwiękową
konstrukcję, kręcić się w mojej Diorze zaczęła. W czasie owym w pełni
odkrywaniem sceny "umownie" grunge'm nazywanej pochłonięty byłem, a
twórczość Maynarda i kompanów idealnie wbiła się w moje oczekiwania odnośnie
krążka idealnego. Katowane ówcześnie pierwsze produkcje Pearl Jam, Alice in
Chains i Soundgarden zachwycały - jednak Tool w starciu tym szczyty osiągał
łącząc klekocząco-dudniący basowy szkielet o perkusyjnym doładowaniu z
orientalizmami w pracy gitary wyczuwalnymi oraz wokalizami niespiesznymi o ogromnym
emocjonalnym ładunku. Wtedy to uczucie do narzędzia się
zrodziło, do dzisiaj głęboko tkwiące - zobowiązujące z napięciem oczekiwać na każdą nową
produkcję z taką rzadkością przygotowywaną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz