Nie śledzę namiętnie prywatnego
życia Dave’a Wyndorfa, jednak od napływu z wielu źródeł informacji się nie
izoluje, stąd słyszę czy czytam tu i ówdzie wciąż o pewnym “obiegu zamkniętym” w
jakim ten zasłużony rockmana archetyp funkcjonuje. Mam tu na myśli oczywiście
cykl ograniczający się do picia, ćpania, odwyku i od czasu do czasu zebrania
kumpli lub precyzyjniej ujmując do niezwykle cierpliwych i wyrozumiałych kompanów powrotu, przygotowaniu nowego
materiału kapeli, nagraniu go i wydaniu. I co najciekawsze pomimo powyższego lidera grupy w zajęcia kontrowersyjne silnego zaangażowania w przekonaniu moim
Monster Magnet przez lata działalności uniknął rozczarowania nagrywanymi produkcjami. Bowiem w przeciągu ponad dwudziestoletniej kariery nigdy słabego
krążka nie wydali, więcej, zawsze w jakiś sposób muzycznie fanów zaskakiwali,
jednak produkt to zawsze przedniej wartości był. Jednoznacznie z szyldem
formacji identyfikowany, zawierający najważniejsze pierwiastki
charakterystycznego stylu MM. I taką w przypadku 4-way Diablo sytuacje mamy,
kiedy to album pod dużym znakiem zapytania powstawał, finalnie przyniósł muzykę
jak zawsze oryginalną o charakterystycznym dla Monster Magnet sznycie.
Kompozycje w których na typowym rockowym fundamencie dzięki konkretnej sztuce
aranżacyjnej, niezwykłej kreatywności i wyczuciu smaku fantastyczne skrzące się
ogromną witalnością, niebanalną przebojowością perełki powstały. Muzyka to
zarówno w zachwyt wprowadzająca psychodelicznymi odjazdami, głęboko w oparach
dymu słodkiego unurzanymi, napięciem podskórnym z gracją budowanym jak i
jednocześnie bezkompromisową prostotą chwytliwego rock’n’rolla przepełniona.
Pełna wysmakowanej wysokogatunkowej finezji, instrumentalnej biegłości w ramy
kompozycyjne zaprzęgniętej. I sporym nietaktem byłoby pominięcie kluczowej w
tej całej mozaice roli labilnego Dave’a, gdyż klasowe linie wokalne, maniera i
prezencja o niemal szamana niejako walorach dodaje całości posmaku
intrygująco-zniewalającego. Słucham tego materiału już od lat z niesłabnącym
zachwytem, daje się ponieść odjechanej konwencji, zniewolić tkwiącej w niej
magii. Wszystko się tu absolutnie zgadza, wszelkie składniki idealnie dobrane
tworzą perfekcyjną, wysublimowaną konstrukcje pozwalająca na przeżycie w
rockowej niszy prawdziwej dźwiękowej uczty. Nigdy nie rozczarowali i przekonany
jestem, że takiego przykrego doświadczenia w przyszłości mi oszczędzą!
P.S. I ta oprawa graficzna – absolut!
P.S. I ta oprawa graficzna – absolut!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz