Tarantino po raz kolejny skutecznie puścił oko
do publiczności, zgrabnie tym razem łącząc konwencje westernu ze swoim
specyficznym poczuciem humoru oraz już od dawna uskutecznianym autorskim
gatunkiem. I choć nie jest to już to zaskoczenie i
szok jak w przypadku klasycznych już jego produkcji nie mógłbym
napisać, że przez te grubo ponad dwie godziny nie bawiłem się przednio -
jednocześnie próbując odkrywać jak zawsze zakamuflowane drugie dno.
Dodatkowo kapitalna obsada z genialnymi kreacjami DiCaprio, Jacksona
oraz przede wszystkim Waltza (tak na marginesie - nie udało mi się
jednak uniknąć poczucia, iż rola to, a może bardziej jej odegranie
bliźniaczo podobne do pułkownika Hansa Landy) bardzo wyraźnie ciągną
film do góry pozwalając delektować się jak zwykle błyskotliwymi
dialogami oraz dostrzegać majstersztyk skrojonych postaci. Mam nadzieje
jednak, że kolejna produkcja Quentina zanotuje jakiś przełom, gdyż
niestety z każdą odsłoną ten już coraz bardziej wtórny pomysł wyraźnie
kliszą przesiąknięty. Niemniej jednak dla tych wszystkich co
jednocześnie z przymrużeniem oka i inteligentną wnikliwością odbierają
filmy mistrza przeżycie z pewnością co najmniej satysfakcjonujące! Ale
oni na pewno już wyrobili sobie własne zdanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz