onym Dead Heart in a Dead World i
chaotyczno-obłąkańczym Enemies of Reality wkroczyli z impetem do mojej
świadomości z krążkiem łączącym w sobie wszystkie ich najlepsze cechy. Szybie,
zwarte kompozycje zawierające jedyne w swym rodzaju chłoszczące riffy
"długopalczastego" maestro Loomisa, precyzyjne punktowanie sekcji
rytmicznej i ten wyjątkowy Warrel Dane, jednych odrzucający innych wkręcający
całkowicie swoją ekspresyjną wokalną manierą. Tych co o sile głosu Warrela
przekonać by się chcieli odsyłam do koncertowych popisów zawartych na albumie
The Year of the Voyager i zapowiedzi do kawałka I'm the Dog - dosłownie mury
pękają! Brzmienie krążka zgrabnie łączące w sobie moc potężną i przejrzystość
krystaliczną, to wzór doskonałości niemalże dodający tej dynamicznej dźwiękowej
zawierusze mocy piekielnej. Jednak nie tylko szybkością i biegłością
instrumentalną załoga Nevermore raczy nas na "tym bezbożnym wysiłku",
cechą immanentną całości jest także rozmach aranżacyjny pozwalający z różnych
perspektyw spoglądać na materiał. Delektować się po wielokroć złożonością
utworów, klimatem wciągającym czy zręcznością w łamaniu kompozytorskich
schematów. Ogółu dopełnieniem nie mniej istotnym od muzycznej zawartości jest
graficzna oprawa krążka - jedna bodajże z najdoskonalszych w przekonaniu moim w
całej historii muzyki rockowej. I choć kolejny album zawartością i poziomem
artystycznym równie mocno wbił się w świadomość moją, na dzień dzisiejszy ten
"wysiłek bezbożny" ikoną niedoścignioną w swojej niszy pozostaje i
grymas zadowolenia na mojej gębie ogromny przy każdym z nim kontakcie wywołuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz